Czasami gdy wiał wiatr, słyszałaś Jego szept. Pocieszał Cię i wspierał, nawet gdy nie było go przy tobie...
Niechętnie podeszłaś do czarnego samochodu swojego ojczyma. Tegoroczne wakacje miałaś spędzić z ojcem, którego nie widziałaś od dobrych paru miesięcy, lecz on jak zwykle musiał pracować. Mimo, że poświęcał Ci tak mało czasu to i tak go kochałaś. Był Ci najbliższą osobą na świecie. Doskonale wiedziałaś, że gdybyś dała radę pojechać do taty to spędzilibyście razem może kilka godzin, ale z twojej perspektywy nawet to było lepsze niż spędzenie całych wakacji z ojczymem i matką. Na samą myśl o tym bolał Cię żołądek.
-Kochanie no wsiadaj! Bo wakacje się skończą zanim ty się zdecydujesz.
"-Jedźcie sobie sami! Nie mam zamiaru spędzać z wami nawet minuty! Dodatkowo mamusiu ten strój jest dla licealistek, a ty nie będziesz wyglądać w nim młodziej!"- mimo, że te słowa cisnęły Ci się na usta to tylko potulnie odpowiedziałaś:
-Tak mamo.
-Ptysiu-" rzygać się chce"- możemy już jechać!
-Tak rybeńko.-" z rybami to nad morze, a nie do samochodu"- HEJ HO DO PRZYGODY!-" zamknij się".
Na początku drogi jedyny mężczyzna w pojeździe chciał nawiązać z tobą konwersacje, ale gdy zobaczył, że to nie ma sensu zrezygnował i zaczął rozmawiać z twoją mamą. Gdy oboje zaczęli sobie słodzić ty się "wyłączyłaś". Na początku zaczęłaś czytać magazyn, który kupiłaś przed wyjazdem. Po kilku stronach zaczął Cię nudzić. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, usnęłaś. Obudził Cię sygnał wiadomości o twojego taty:
"Kochanie, żyjesz? Możliwe, że uda mi się wziąć urlop. Czekaj na mnie. Kochający tatpraculek :*"
"Czy żyję? Umieram! Zabierz mnie z tond! Umieram..."
"Jakoś daję radę. Nie mogę się doczekać. Pracuj ciężko.^.^"
-Za ile będziemy?
-Za jakieś 10-15 minut.
-Za jakieś 10-15 minut.
-Dziękuję.
-Spałaś jak zabi...- dalej już nie słuchałaś. Nie obchodziło Cię co twój ojczym ma Ci do powiedzenia. Pustym wzrokiem zaczęłaś obserwować zmieniający, ale podobny widok za oknem. Głównie były to małe gospodarstwa rolne lub las. W pewnym momęcie twoją uwagę przykuła postać ubrana na biało wchodząca do gąszczu. Osobnik był dość wysoki i miał blond włosy, a przynajmniej tak Ci się wydawało. Trzy minuty później samochód się zatrzymał.
-JUHU. Nareszcie jesteśmy. Misiaczku... wypakujesz torby?
-Oczywiście kartofelku.- "Widzę, że "ukochany" mojej matulki widzi w niej samo jedzenie "rybciu", "Kartofelku"... i co jeszcze? Może "suróweczko"?..."
-Dzięki, ale ja wezmę swoje rzeczy.- wzięłaś z jego rąk swoją torbę. Pewnym krokiem skierowałaś się na werandę domu, a następnie szybko weszłaś na poddasze. Kiedy byłaś młodsza byłaś tu razem z rodzicami. Całą trójką byliście naprawdę szczęśliwi, a przynajmniej ty. Rzuciłaś swój pakunek na fotel w rogu pomieszczenia, a sama położyłaś się na łóżku pod oknem. Lubiłaś ten pokój. Zawsze panował tu spokój. Gdy twoi rodzice zaczynali się kłócić zawsze mogłaś się tu skryć. Żadne dźwięki z dołu tu nie dochodziły. Dodatkowym plusem był piękny widok na las i góry w oddali. Gdybyś mogła być tu z kimkolwiek innym wyjazd i pobyt tu na pewno by Cię cieszył. Niestety. Wylądowałaś tu z ludźmi, których nie obchodzisz i którzy przyprawiają Cię o mdłości. "Byle przeżyć. Dam radę. Mogę całe dnie siedzieć w lesie..." Reszta dnia minęła Ci na sprzątaniu poddasza i rozpakowywaniu twoich rzeczy. Gdy wszystko skończyłaś, umyłaś się. Łazienka była drugim miejscem gdzie mogłaś mieć choć trochę prywatności. Odświeżona wróciłaś do swojego pokoju. Otworzyłaś okno na oścież, a następnie weszłaś przez nie na dach. Gdy byłaś młodsza zawsze przesiadywałaś tu z tatą, gdyż samej Ci nie pozwalał. Bał się, że spadniesz i coś sobie zrobisz. Położyłaś się na plecach." Tutejsze gwiazdy są naprawdę piękne. W Seulu takich nie ma..." Twoje rozmyślania przerwały szmery na dole. Podniosłaś się do pozycji siedzącej, a następnie się rozejrzałaś. Przy wejściu do lasu stała ta sama postać ubrana na biało. Po chwili przywołał Cię ruchem ręki. Prawie zleciałaś na ziemię ze zdziwienia. Dla pewności pokazałaś ręką na siebie, a następnie na niego, gdy przytaknął ruchem głowy szybko, ale ostrożnie się podniosłaś i weszłaś do swojego pokoju. Po cichu otworzyłaś drzwi i wymknęłaś się na schody. Na palcach zeszłaś na dół." Już zaraz..." Nagle usłyszałaś głos mamy z salonu:
-Kochanie to ty?- wstrzymałaś oddech.
-Coś się dzieje?
-Nie wiem... wydaje mi się, że słyszałam [twoje imię]...
-Pewnie Ci się wydaje. Chodź tutaj...
Gdy dźwięki z pomieszczenia obok ucichły dużymi susami doskoczyłaś do drzwi. Najciszej jak potrafiłaś otworzyłaś je, a następnie wyszłaś. Szybkim krokiem skierowałaś się na tył domu. Tajemniczy mężczyzna cały czas tam stał. Gdy Cię zobaczył zaczął iść w głąb lasu." Chyba jestem najgłupszą osoba na świecie, ale... Co mam do stracenia?" Szybko do niego podbiegłaś. Szliście w całkowitej ciszy, ani razu na Ciebie nie spojrzał. W jakiś sposób Cie przyciągał. Nie obchodziło Cię już czy jest to zboczeniec, czy masowy morderca. Jego aura była tajemnicza, trochę przerażająca, a zarazem pociągająca... "Nigdy wcześniej nie spotkałam takiej osoby..." Osobnik przed tobą nagle się zatrzymał.
-Nie jest Ci zimno?- jego cichy szept wywołał u Ciebie przyjemny dreszcz.
-S... słucham?
-Nie jest Ci zimno? Wieczorami robi się chłodno, a chodzenie boso takimi czasy nie jest zdrowe.
-Co?...- spojrzałaś na siebie i się wystraszyłaś." Jak mogłam być taka nierozważna..."
-Poczekałbym na Ciebie. Mogłaś się przebrać.
-To może ja wrócę, a ty tu poczekasz...
-Teraz byłoby to bezsensowne.- gwałtownie się do Ciebie odwrócił. Gdy mierzył Cię wzrokiem od głów do stóp poczułaś się naga. Lekko się skuliłaś z zażenowania.
-Mam nadzieję, że Ci to wystarczy.- Zdjął z siebie swój śnieżno biały płaszcz, a następnie Cię nim okrył- może być trochę za duży, ale jest wygodny... została jeszcze sprawa butów...
-Jest dobrze...
-Nie nie jest- w tym momęcie wziął Cię na ręce.- tak będzie lepiej.
-Co... co ty robisz!- na twojej twarzy pojawił się mały rumieniec.
-Niosę Cię abyś nie raniła swych stóp.
-To niekonieczne...
-Ciii....
Przez kolejne minuty tajemniczy osobnik niósł Cię w ciszy. Patrzyłaś na niego z zachwytem. Miał bardzo męskie rysy twarzy. Gdy jasne kosmyki spadły mu na czoło, nieśmiele je poprawiłaś. Mimo, że dla Ciebie była to bardzo ważna chwila, on najwyraźniej nawet nie zwrócił na to uwagi. Równy marsz i tajemniczy zapach roznoszący się w powietrzu powoli Cię usypiał.
-Już jesteśmy.
-Em...- przetarłaś zaspane oczy, przed tobą rozciągał się piękny widok. Szeroka polana na której rosła soczyście zielona trawa. Gdzieniegdzie rosły drobne kwiaty różnych barw. Na środku łąki stały dwie wierzby złączone gałęziami.- ale... pięknie...
-Zawsze chciałem Cię tu zabrać.
-Mnie? Spotkaliśmy się wcześniej?
-Ty mnie nie widziałaś, ale ja Cię zawsze obserwowałem.-" Czyli jednak zboczeniec?"
-Kim... Kim ty jesteś?
-Aniołem.- popatrzył Ci głęboko w oczy. Zaczęłaś się roztapiać pod wpływem jego spojrzenia.
-Przestań się wygłupiać...
-Ja nie żartuję.- jego ton był poważny. Jedno spojrzenie wystarczyło abyś przekonała się, że mówi całkowicie serio- zawsze nad tobą czuwałem...
-Jesteś moim aniołem stróżem?
-W pewnym sensie. Ale ten stan rzeczy się kończy... muszę odejść...
-Umierasz? Myślałam, że anioły są wieczne...
-Nie umieram, ale mam inna misję nadaną mi przez Niego.
-O kim mówisz?
-O Bogu.
-yhm...
-To On mnie zesłał... z pierwszym deszczem po twoich narodzinach*. Jestem z tobą od początku. Myślałem, że będę mógł być z tobą zawsze, ale niestety nie.
-Czemu nie?!- czułaś jak łzy same napływają Ci do oczu. Ten człowiek był Ci bliższy, niż niejedna osoba, a znałaś go dopiero kilkadziesiąt minut.- nie opuszczaj mnie...
-Nie płacz. To nie ode mnie zależy. W ostatnich chwilach chciałem Cię uszczęśliwić... teraz możesz płakać ze szczęścia.
-Ale...- przyłożył palec do twoich ust.
-Ciii... ciesz się chwilą...- twoje powieki stały się ciężkie, ptasi świergot zaczął cichnąć... gdy znów otworzyłaś oczy byłaś w swoim pokoju, a za oknem pojawiały się pierwsze promienie słońca. "To był sen?" Usiadłaś. Nie czułaś zmęczenia, wokół Ciebie nie roznosił się już ten tajemniczym, a przyjemny zapach. Gdy stanęłaś na podłodze poczułaś bul. Spojrzałaś na swoje stopy, były lekko poranione. "Nie miałam na sobie butów... czyli to nie był sen?... ugh zwariuję"
-Córeńko kochana! Śniadanko!- z dołu dochodziły śmiech twoich opiekunów i trzaski naczyń.
-Już schodzę...
Przez resztę dnia siedziałaś z książką w ogrodzie. Z ławki miałaś świetny widok na wejście do lasu. Niestety... nic się nie wydarzyło. Dopiero późnym wieczorem, gdy słońce zaszło Anioł stanął pod twoim oknem.
-[twoje imię] Jesteś?
-T...Tak...- nie mogłaś wydobyć porządnie nawet tak prostej odpowiedzi. Jego blond włosy błyszczały w świetle księżyca, w oddali było słychać wycie wilków.
-Zejdziesz do mnie?
-Tak... poczekaj.- pospiesznie ubrałaś bluzę od szarego dresu i niebieskie tenisówki, tym razem nie chciałaś się zranić. Na palcach zeszłaś do holu, dzisiaj twoja mama, a z nią ojczym poszli wcześniej spać więc już się nie bałaś, że ktoś Cię przyłapie. Zamknęłaś za sobą staranie drzwi, a następnie pobiegłaś do chłopaka. Tak jak ostatnio na polanę szliście w całkowitej ciszy. Stawało to się dla Ciebie trochę uciążliwe dlatego postanowiłaś ją przerwać:
-Jak Cię zwą?
-... nie mam konkretnego imienia, przyjmuje je w zależności od sytuacji. Ty możesz mówić do mnie Kris.
-Więc, Kris. Ile ze mną zostaniesz?
-Jeszcze dokładnie nie wiem. Na pewno do końca wakacji muszę odejść.
-Tak szybko?!
-Spokojnie. To będzie piękny czas...
-Ale...
-Już Ci mówiłem, przyszedłem Cię zobaczyć zanim odejdę. Mimo, że chciałbym zostać MUSZĘ odejść.
-Niby tak, ale... ugh.
-Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Ciesz się chwilą.
Gdy doszliście na polanę, usiedliście pod wierzbami. Cieszyłaś się chwilą.
Resztę wakacji spędziłaś na potajemnych spotkaniach z Krisem. Pokazał Ci wiele cudownych rzeczy. Zwrócił twoją uwagę na wiele detali, które wcześniej Cię nie obchodziły. Pewnego dnia nie zjawił się pod twoim oknem. Czekałaś, ale nic się nie stało. Gdy wybiła już północ i byłaś w 100% pewna, iż wszyscy śpią wyszłaś z domu. Drogę na polanę oświetlał Ci księżyc w pełni. Gdy doszłaś na miejsce nie zastałaś tego co zawsze. Wokół panowała cisza. Nie było widać żadnych zwierząt. Kwiaty stały się dziwnie szare... Najbardziej przeraził Cię widok nadpalonych wierzb. Szybko do nich podbiegłaś aby zobaczyć co się stało. Na środku polany było widać ślady walki. Na pniach drzew było widać ślady pazurów dzikich zwierząt. "Czyżby odbyła się tu walka wilków"... Nagle oślepiło Cię rażące światło. Jego źródło znajdowało się w lesie, lecz cały czas się do Ciebie przybliżało. Nie wiedząc co robić zaczęłaś się powoli wycofywać. Plecami trafiłaś na chropowatą powierzchnię wierzby. Światło, które się do Ciebie zbliżało nabrało realnych kształtów. Była to wataha wilków. Stado liczyło 11 osobników. Zwierzęta otoczyły Cię, odcinając Ci tym samym drogę ucieczki. Jednemu z nich świeciły się czarne oczy ich głębia i ciemna obudowa bardzo kontrastowała z jego jasną sierścią. Zza niego wyszło drugie zwierze o ciemno wiśniowym futrze. W paszczy trzymał biały materiał. Rozpoznałaś w nim płaszcz Krisa.
-Co... co mu zrobiliście...?- twój głos drżał nie tylko z zimna.- CO DO CHOLERY?!- czułaś jak łzy spływają Ci po policzkach. Z powodu napływających nowych emocji nawet nie czułaś chłodu nocy i bólu. Dopiero gdy poczułaś ciepły język wilka o blond sierści na swojej łydce zobaczyłaś przecięcie. Gdy zwierzę odsunęło się od Ciebie rany już nie było.
-Kim..., CZYM WY JESTEŚCIE? Gdzie... GZIE JEST KRIS?!
Na te słowa wilk, który stał z tyłu przybliżył się do Ciebie. Inne jak na rozkaz, wycofały się.
-Proszę nie krzycz.- nie wierzyłaś własnym uszom. Wilk o krótkiej, brązowej sierści przemówił ludzkim głosem, najwyraźniej był przywódcą stada.- my też cierpimy... ale on musiał odejść. Nie mogliśmy go zatrzymać.
-Mówisz o Krisie...? znaliście się?
-Znaliśmy? My się przyjaźniliśmy... Był częścią naszego stada... ale on musiał odejść... on ma swoją własną misję.
-Mówił mi...
-A więc powinnaś zrozumieć... Zanim odszedł kazał nam Ci to przekazać.- drobny, rudawy wilk podszedł do Ciebie, a następnie położył przed tobą kopertę. Gdy wrócił do rzędu, schyliłaś się i wzięłaś list.
- teraz gdy wykonaliśmy jego wolę możemy odejść. Idziemy...
-Czekajcie!
-Tak?
-Dziękuję.
-Nie masz za co. Takie było nasze zadanie.- wataha zaczęła iść w stronę lasu aby za chwilę w nim zniknąć. Po chwili usłyszałaś wycie wilków. Po tym, wokoło zamilkły wszystkie dźwięki. Słyszałaś tylko bicie swojego serca i ciężki oddech. Upadłaś na twardą ziemię, nie miałaś siły stać. Usłyszałaś strzał i krzyki ludzi, w lesie znów było widać światło, lecz tym razem to niebyły wilki...
Obudziłaś się w swoim łóżku na poddaszu. Obok Ciebie siedziała twoja matka z ojczymem oraz ojcem.
-Co... Co się stało?
-Kochanie obudziłaś się! Nie przemęczaj się...
-Ale co się stało?- siedziałaś już wyprostowana. Popatrzyłaś na mówiąca mamę, zmartwionego ojczyma i zmęczonego ojca.
-Wczoraj znaleźliśmy Cię nie przytomną w środku lasu.
-Na polanie?
-Jakiej polanie kochanie? Tam nic takiego nie ma... Erick- teraz zwróciła się do twojego taty- może powinniśmy zadzwonić po lekarza? Ona zaczęła bredzić... boję się.
-Hyomi spokojnie. Może coś się jej śniło. Lepiej niech odpocznie.
-Zostawmy ją teraz samą.- twój ojczym również się wypowiedział.
-Ale...
-Henry dobrze mówi. Dajmy jej odpocząć. Kochanie. Pośpij jeszcze.
-Dobrze...
Gdy wszyscy wyszli, odczekałaś kilka minut, a następnie wstałaś. Podeszłaś do krzesła, na którym wisiała twoja bluza. "Byłam w niej wczoraj, w nocy na polanie... to nie mogło mi się przyśnić. Musi być tu list..."
Gdy włożyłaś rękę do kieszeni i wyczułaś kawałek papieru, poczułaś ogromne szczęście. Szybko wzięłaś kopertę, a następnie delikatnie ją otworzyłaś. Przeczytałaś cały list na jednym wdechu. Łzy znów same popłynęły Ci po policzkach. "Głupi Kris... Nawet do końca się o mnie martwi... Oczywiście, że będę żyć z uśmiechem na ustach..." Otarłaś łzy i uśmiechnęłaś się sama do siebie.
-Dziękuję Ci Kris... za to, że się pojawiłeś.
Twój pobyt w wiosce skończył się następnego dnia. Razem z tatą wróciłaś do miasta wcześniej. Wakacje z nim nie cieszyły Cię już tak bardzo jak na początku, ale byłaś mu wdzięczna, że mogłaś opuścić tamto miejsce.
-Żegnaj Kris... żegnajcie wilki...
-Mówiłaś coś kochanie?
-Nic ważnego tato. Żegnałam się.
-Haha... mam nadzieje, że powiedziałaś do zobaczenia. Przecież możesz tu wrócić.
-Ja tak... Nie ważne... Jestem trochę zmęczona... pośpię jeszcze.
-Jasne! Jak dojedziemy to Cię obudzę.
-Um okey...
-Kochanie to ty?- wstrzymałaś oddech.
-Coś się dzieje?
-Nie wiem... wydaje mi się, że słyszałam [twoje imię]...
-Pewnie Ci się wydaje. Chodź tutaj...
Gdy dźwięki z pomieszczenia obok ucichły dużymi susami doskoczyłaś do drzwi. Najciszej jak potrafiłaś otworzyłaś je, a następnie wyszłaś. Szybkim krokiem skierowałaś się na tył domu. Tajemniczy mężczyzna cały czas tam stał. Gdy Cię zobaczył zaczął iść w głąb lasu." Chyba jestem najgłupszą osoba na świecie, ale... Co mam do stracenia?" Szybko do niego podbiegłaś. Szliście w całkowitej ciszy, ani razu na Ciebie nie spojrzał. W jakiś sposób Cie przyciągał. Nie obchodziło Cię już czy jest to zboczeniec, czy masowy morderca. Jego aura była tajemnicza, trochę przerażająca, a zarazem pociągająca... "Nigdy wcześniej nie spotkałam takiej osoby..." Osobnik przed tobą nagle się zatrzymał.
-Nie jest Ci zimno?- jego cichy szept wywołał u Ciebie przyjemny dreszcz.
-S... słucham?
-Nie jest Ci zimno? Wieczorami robi się chłodno, a chodzenie boso takimi czasy nie jest zdrowe.
-Co?...- spojrzałaś na siebie i się wystraszyłaś." Jak mogłam być taka nierozważna..."
-Poczekałbym na Ciebie. Mogłaś się przebrać.
-To może ja wrócę, a ty tu poczekasz...
-Teraz byłoby to bezsensowne.- gwałtownie się do Ciebie odwrócił. Gdy mierzył Cię wzrokiem od głów do stóp poczułaś się naga. Lekko się skuliłaś z zażenowania.
-Mam nadzieję, że Ci to wystarczy.- Zdjął z siebie swój śnieżno biały płaszcz, a następnie Cię nim okrył- może być trochę za duży, ale jest wygodny... została jeszcze sprawa butów...
-Jest dobrze...
-Nie nie jest- w tym momęcie wziął Cię na ręce.- tak będzie lepiej.
-Co... co ty robisz!- na twojej twarzy pojawił się mały rumieniec.
-Niosę Cię abyś nie raniła swych stóp.
-To niekonieczne...
-Ciii....
Przez kolejne minuty tajemniczy osobnik niósł Cię w ciszy. Patrzyłaś na niego z zachwytem. Miał bardzo męskie rysy twarzy. Gdy jasne kosmyki spadły mu na czoło, nieśmiele je poprawiłaś. Mimo, że dla Ciebie była to bardzo ważna chwila, on najwyraźniej nawet nie zwrócił na to uwagi. Równy marsz i tajemniczy zapach roznoszący się w powietrzu powoli Cię usypiał.
-Już jesteśmy.
-Em...- przetarłaś zaspane oczy, przed tobą rozciągał się piękny widok. Szeroka polana na której rosła soczyście zielona trawa. Gdzieniegdzie rosły drobne kwiaty różnych barw. Na środku łąki stały dwie wierzby złączone gałęziami.- ale... pięknie...
-Zawsze chciałem Cię tu zabrać.
-Mnie? Spotkaliśmy się wcześniej?
-Ty mnie nie widziałaś, ale ja Cię zawsze obserwowałem.-" Czyli jednak zboczeniec?"
-Kim... Kim ty jesteś?
-Aniołem.- popatrzył Ci głęboko w oczy. Zaczęłaś się roztapiać pod wpływem jego spojrzenia.
-Przestań się wygłupiać...
-Ja nie żartuję.- jego ton był poważny. Jedno spojrzenie wystarczyło abyś przekonała się, że mówi całkowicie serio- zawsze nad tobą czuwałem...
-Jesteś moim aniołem stróżem?
-W pewnym sensie. Ale ten stan rzeczy się kończy... muszę odejść...
-Umierasz? Myślałam, że anioły są wieczne...
-Nie umieram, ale mam inna misję nadaną mi przez Niego.
-O kim mówisz?
-O Bogu.
-yhm...
-To On mnie zesłał... z pierwszym deszczem po twoich narodzinach*. Jestem z tobą od początku. Myślałem, że będę mógł być z tobą zawsze, ale niestety nie.
-Czemu nie?!- czułaś jak łzy same napływają Ci do oczu. Ten człowiek był Ci bliższy, niż niejedna osoba, a znałaś go dopiero kilkadziesiąt minut.- nie opuszczaj mnie...
-Nie płacz. To nie ode mnie zależy. W ostatnich chwilach chciałem Cię uszczęśliwić... teraz możesz płakać ze szczęścia.
-Ale...- przyłożył palec do twoich ust.
-Ciii... ciesz się chwilą...- twoje powieki stały się ciężkie, ptasi świergot zaczął cichnąć... gdy znów otworzyłaś oczy byłaś w swoim pokoju, a za oknem pojawiały się pierwsze promienie słońca. "To był sen?" Usiadłaś. Nie czułaś zmęczenia, wokół Ciebie nie roznosił się już ten tajemniczym, a przyjemny zapach. Gdy stanęłaś na podłodze poczułaś bul. Spojrzałaś na swoje stopy, były lekko poranione. "Nie miałam na sobie butów... czyli to nie był sen?... ugh zwariuję"
-Córeńko kochana! Śniadanko!- z dołu dochodziły śmiech twoich opiekunów i trzaski naczyń.
-Już schodzę...
Przez resztę dnia siedziałaś z książką w ogrodzie. Z ławki miałaś świetny widok na wejście do lasu. Niestety... nic się nie wydarzyło. Dopiero późnym wieczorem, gdy słońce zaszło Anioł stanął pod twoim oknem.
-[twoje imię] Jesteś?
-T...Tak...- nie mogłaś wydobyć porządnie nawet tak prostej odpowiedzi. Jego blond włosy błyszczały w świetle księżyca, w oddali było słychać wycie wilków.
-Zejdziesz do mnie?
-Tak... poczekaj.- pospiesznie ubrałaś bluzę od szarego dresu i niebieskie tenisówki, tym razem nie chciałaś się zranić. Na palcach zeszłaś do holu, dzisiaj twoja mama, a z nią ojczym poszli wcześniej spać więc już się nie bałaś, że ktoś Cię przyłapie. Zamknęłaś za sobą staranie drzwi, a następnie pobiegłaś do chłopaka. Tak jak ostatnio na polanę szliście w całkowitej ciszy. Stawało to się dla Ciebie trochę uciążliwe dlatego postanowiłaś ją przerwać:
-Jak Cię zwą?
-... nie mam konkretnego imienia, przyjmuje je w zależności od sytuacji. Ty możesz mówić do mnie Kris.
-Więc, Kris. Ile ze mną zostaniesz?
-Jeszcze dokładnie nie wiem. Na pewno do końca wakacji muszę odejść.
-Tak szybko?!
-Spokojnie. To będzie piękny czas...
-Ale...
-Już Ci mówiłem, przyszedłem Cię zobaczyć zanim odejdę. Mimo, że chciałbym zostać MUSZĘ odejść.
-Niby tak, ale... ugh.
-Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Ciesz się chwilą.
Gdy doszliście na polanę, usiedliście pod wierzbami. Cieszyłaś się chwilą.
Resztę wakacji spędziłaś na potajemnych spotkaniach z Krisem. Pokazał Ci wiele cudownych rzeczy. Zwrócił twoją uwagę na wiele detali, które wcześniej Cię nie obchodziły. Pewnego dnia nie zjawił się pod twoim oknem. Czekałaś, ale nic się nie stało. Gdy wybiła już północ i byłaś w 100% pewna, iż wszyscy śpią wyszłaś z domu. Drogę na polanę oświetlał Ci księżyc w pełni. Gdy doszłaś na miejsce nie zastałaś tego co zawsze. Wokół panowała cisza. Nie było widać żadnych zwierząt. Kwiaty stały się dziwnie szare... Najbardziej przeraził Cię widok nadpalonych wierzb. Szybko do nich podbiegłaś aby zobaczyć co się stało. Na środku polany było widać ślady walki. Na pniach drzew było widać ślady pazurów dzikich zwierząt. "Czyżby odbyła się tu walka wilków"... Nagle oślepiło Cię rażące światło. Jego źródło znajdowało się w lesie, lecz cały czas się do Ciebie przybliżało. Nie wiedząc co robić zaczęłaś się powoli wycofywać. Plecami trafiłaś na chropowatą powierzchnię wierzby. Światło, które się do Ciebie zbliżało nabrało realnych kształtów. Była to wataha wilków. Stado liczyło 11 osobników. Zwierzęta otoczyły Cię, odcinając Ci tym samym drogę ucieczki. Jednemu z nich świeciły się czarne oczy ich głębia i ciemna obudowa bardzo kontrastowała z jego jasną sierścią. Zza niego wyszło drugie zwierze o ciemno wiśniowym futrze. W paszczy trzymał biały materiał. Rozpoznałaś w nim płaszcz Krisa.
-Co... co mu zrobiliście...?- twój głos drżał nie tylko z zimna.- CO DO CHOLERY?!- czułaś jak łzy spływają Ci po policzkach. Z powodu napływających nowych emocji nawet nie czułaś chłodu nocy i bólu. Dopiero gdy poczułaś ciepły język wilka o blond sierści na swojej łydce zobaczyłaś przecięcie. Gdy zwierzę odsunęło się od Ciebie rany już nie było.
-Kim..., CZYM WY JESTEŚCIE? Gdzie... GZIE JEST KRIS?!
Na te słowa wilk, który stał z tyłu przybliżył się do Ciebie. Inne jak na rozkaz, wycofały się.
-Proszę nie krzycz.- nie wierzyłaś własnym uszom. Wilk o krótkiej, brązowej sierści przemówił ludzkim głosem, najwyraźniej był przywódcą stada.- my też cierpimy... ale on musiał odejść. Nie mogliśmy go zatrzymać.
-Mówisz o Krisie...? znaliście się?
-Znaliśmy? My się przyjaźniliśmy... Był częścią naszego stada... ale on musiał odejść... on ma swoją własną misję.
-Mówił mi...
-A więc powinnaś zrozumieć... Zanim odszedł kazał nam Ci to przekazać.- drobny, rudawy wilk podszedł do Ciebie, a następnie położył przed tobą kopertę. Gdy wrócił do rzędu, schyliłaś się i wzięłaś list.
- teraz gdy wykonaliśmy jego wolę możemy odejść. Idziemy...
-Czekajcie!
-Tak?
-Dziękuję.
-Nie masz za co. Takie było nasze zadanie.- wataha zaczęła iść w stronę lasu aby za chwilę w nim zniknąć. Po chwili usłyszałaś wycie wilków. Po tym, wokoło zamilkły wszystkie dźwięki. Słyszałaś tylko bicie swojego serca i ciężki oddech. Upadłaś na twardą ziemię, nie miałaś siły stać. Usłyszałaś strzał i krzyki ludzi, w lesie znów było widać światło, lecz tym razem to niebyły wilki...
Obudziłaś się w swoim łóżku na poddaszu. Obok Ciebie siedziała twoja matka z ojczymem oraz ojcem.
-Co... Co się stało?
-Kochanie obudziłaś się! Nie przemęczaj się...
-Ale co się stało?- siedziałaś już wyprostowana. Popatrzyłaś na mówiąca mamę, zmartwionego ojczyma i zmęczonego ojca.
-Wczoraj znaleźliśmy Cię nie przytomną w środku lasu.
-Na polanie?
-Jakiej polanie kochanie? Tam nic takiego nie ma... Erick- teraz zwróciła się do twojego taty- może powinniśmy zadzwonić po lekarza? Ona zaczęła bredzić... boję się.
-Hyomi spokojnie. Może coś się jej śniło. Lepiej niech odpocznie.
-Zostawmy ją teraz samą.- twój ojczym również się wypowiedział.
-Ale...
-Henry dobrze mówi. Dajmy jej odpocząć. Kochanie. Pośpij jeszcze.
-Dobrze...
Gdy wszyscy wyszli, odczekałaś kilka minut, a następnie wstałaś. Podeszłaś do krzesła, na którym wisiała twoja bluza. "Byłam w niej wczoraj, w nocy na polanie... to nie mogło mi się przyśnić. Musi być tu list..."
Gdy włożyłaś rękę do kieszeni i wyczułaś kawałek papieru, poczułaś ogromne szczęście. Szybko wzięłaś kopertę, a następnie delikatnie ją otworzyłaś. Przeczytałaś cały list na jednym wdechu. Łzy znów same popłynęły Ci po policzkach. "Głupi Kris... Nawet do końca się o mnie martwi... Oczywiście, że będę żyć z uśmiechem na ustach..." Otarłaś łzy i uśmiechnęłaś się sama do siebie.
-Dziękuję Ci Kris... za to, że się pojawiłeś.
Twój pobyt w wiosce skończył się następnego dnia. Razem z tatą wróciłaś do miasta wcześniej. Wakacje z nim nie cieszyły Cię już tak bardzo jak na początku, ale byłaś mu wdzięczna, że mogłaś opuścić tamto miejsce.
-Żegnaj Kris... żegnajcie wilki...
-Mówiłaś coś kochanie?
-Nic ważnego tato. Żegnałam się.
-Haha... mam nadzieje, że powiedziałaś do zobaczenia. Przecież możesz tu wrócić.
-Ja tak... Nie ważne... Jestem trochę zmęczona... pośpię jeszcze.
-Jasne! Jak dojedziemy to Cię obudzę.
-Um okey...
KILKA LAT PÓŹNIEJ
-MAMO! Przed chwilą widziałam wilka!
-Bardzo możliwe kochanie. W tych stronach jest kilka. Jedną watahę nawet poznałam osobiście. hihi- twój śmiech rozszedł się po samochodzie.
-Nigdy mi o tym nie opowiadałaś. Twoja córka popatrzyła na Ciebie naburmuszona.
-Niemożliwe! Skoro tak to opowiem Ci na miejscu.
Samochód twojego męża zatrzymał się przed drewnianym domem.
-Mamo, tato... mogę spać na poddaszu?
-Myślę, że tak.
-Oczywiście, kochanie. Tylko niczego nie zniszcz. To kiedyś był mój pokój.
-Naprawdę? Ale fajnie.
Wieczorem gdy się rozpakowaliście zawołałaś swoją córkę.
-Kiri, chodź do mnie.
-Tak mamo?
-Chcesz pójść na spacer? Opowiem Ci pewną historię.
Gdy szłaś ze swoim dzieckiem ramie, w ramie i opowiadałaś jej swoją historię sprzed lat, straciłaś kontakt z rzeczywistością. Nagle ktoś pociągnął Cię za ramię.
-To ta polana?- przed tobą rozciągała się wielka polana z dwoma wierzbami na środku.
-Jak... ona przecież zniknęła...
-Naprawdę?
-Po zniknięciu Krisa, wiele razy próbowałam tu trafić, ale nigdy mi się nie udawało... - popatrzyłaś na swoje dziecko, które z zachwytem przyglądało się skrawkowi zieleni- Możliwe, że teraz ty tu trafiłaś. Za niedługo spodziewaj się wizyty tajemniczego człowieka, pod twoim oknem haha- uśmiechnęłaś się do Kiri i po raz ostatni spojrzałaś na tajemniczą polanę. Widziałaś, że tu nie wrócisz. Gdy odchodziłaś usłyszałaś jeszcze Jego szept. Szept wypełniony tęsknotą i troską.
Wróciłam... dawno nic nie dodawałam, ale wena sobie poszła ;-;
Mam nadzieję, że ze mną zostanie...
Długo myślałam nad zakończeniem tego opowiadania, ale i tak nie jestem zadowolona ;-;
Eh te problemy...
Dziękuję wszystkim za miłe komentarze jak i rady ^.^ Wasze wparcie bardzo mnie cieszy i motywuje.
Mam nadzieję, że następne opowiadania będę dodawać szybciej. ^3^
Jak dla mnie to mogło być trochę bardziej rozwinięte bo dużo jest nie wyjaśnione, ale dzięki temu nadaje to takiego tajemniczego charakteru.
OdpowiedzUsuńNo właśnie nie wiedziałam jak zakończyć >m<
UsuńI tak jakoś wyszło...
Ale dobrze, że jest ten tajemniczy charakter... o to głównie chodziło ^^"
Bardzo mi się podoba :3
OdpowiedzUsuńKońcówka mnie zaskoczyła bo spodziewałam się czegoś zupełnie innego!
Pomysł na to opowiadanie jest mega! I realizacja równie dobra!
tylko wkradło się kilka literówek i jeden błąd, na który niestety nie mogę przymknąć oka >.<
pisze się 'stąd' nie 'z tond' ;p
<3
awww cieszę się, że Ci się podoba >m<
Usuńajć staram się nie robić błędów, a i tak robię, a autokorekta tego nie wychwytuje xC
trzeba poprawić >n<