-Jackson!
-JACKSON DO CHOLERY!- zdenerwowany blondyn potrząsnął
przyjacielem.
-Czego teraz chcesz JaeBum? Nie widzisz, że już kończę
poziom…- nim chłopak skończył mówić ekran zgasł, a cała rozgrywka przepadła.-
Co do…?! Musiałeś to zrobić?- młodszy z wyrzutem patrzył na przyjaciela trzymającego wtyczkę
od telewizora.
-Jak widzisz tak. Mam ważne ogłoszenie.
-Żenisz się? Nie? To co jest ważniejsze od pobicia mojego
rekordu? Czy ty wiesz…- starszy znów nie pozwolił mu dokończyć wypowiedzi.
-Będziemy mieć nowego współlokatora.- wyższy powiedział ze
spokojem.
-Powtórz.- Chińczyka już nie obchodziła gra.
-Wiem, że słyszałeś, nie udawaj idioty. Mark jest spoko.
Szybko się dogadacie…
-Nie wydaje mi się.- niższy szybko wstał i ruszył w
stronę przedpokoju. Nie słuchając już swojego hyunga wyszedł na zewnątrz.
Snując się bez celu bo ulicach stolicy mijał matki z dziećmi, wiecznie
zabieganych biznesmenów, zakochane pary, ale nie zazdrościł im. Dla niego nic
nie miało większego znaczenia. Żył dla samego życia, ale nic nie rozbił ze
swoim czasem. Znudzony monotonnym widokiem brudnych wieżowców usiadł na murku, obok
ruchliwego skrzyżowania. Oprócz spania i grania w gry lubił obserwować ludzi. Często go irytowali i nudzili gdy
chcieli rozmawiać, ale nie wtedy gdy tłoczyli się na ulicy. Kobieta, która
złamała obcas, płaczące dziecko, kłócąca się para, chłopak zaciągany siłą w
bezludną uliczkę… Jackson gwałtownie wstał ze swojego miejsca. Ledwo unikając
wypadku przebiegł na czerwonym świetle na drugą stronę. Nie wysilał się na
przeprosiny dla kierowcy, nie chciał zgubić podejrzanej bandy. Bardzo ostrożnie
schował się za niewielkim murkiem. Z tej odległości doskonale widział i słyszał
całą grupę. Pięciu wysokich, dobrze zbudowanych młodzieńców, niektórzy z
tatuażami i jeden chłopak ze łzami w oczach. Jasnowłosa ofiara w szkolnym mundurku brutalnie została popchana
na betonową ścianę. Chłopak syknął z bólu, a następnie osunął się na ziemię. Napastnicy
nie przestawali nacierać. Kopali na oślep po brzuchu, twarzy, nogach. Nie
licząc wyzwisk i przekleństw niewiele mówili więc ukryty obserwator nie znał
przyczyny napadu. Gdy usłyszał charakterystyczny, ale cichy dźwięk łamanej
kości nie mógł wytrzymać. Opuszczając swoją bezpieczną kryjówkę natarł na
nieznajomych. Dość szybko powalił trzech z pięciu. Nie powstrzymując swoich
zdolności chłopak raz po raz zadawał bolesne ciosy. Gdy wszyscy już leżeli
Jackson podszedł do poszkodowanego. Chłopak ledwo utrzymywał świadomość. Miał
przeciętą wargę i podbite oko, ale nie to było najgorsze. Jego lewa dłoń coraz
bardziej puchła. Z powodu wielu obrażeń jasnowłosy nie mógł utrzymać się na własnych
nogach. Szatyn po chwili namysły wziął nieznajomego na plecy. Nie znał
tożsamości chłopaka, ale patrząc na jego strój mógł stwierdzić, że są w
podobnym wieku. Nie mając pieniędzy na taksówkę Jackson niósł pobitego na
plecach do najbliższego szpitala. Nie zwracał uwagi na ciekawskie spojrzenia.
Nie lubił być w centrum zainteresowania, ale jaki miał wybór? Po 20 minutach
męczącego marszu w słońcu, chłopak mógł nareszcie odpocząć. Lekarz widząc stan
nieznajomego od razu się nim zajął. Po zakończeniu biurokracji Jackson opuścił
budynek nie przejmując się już nieznajomym. Powolnym krokiem wrócił do za
małego domku. Nie chciał nowego współlokatora, ale wiedział, że JaeBum nie robił takich rzeczy bez
przyczyny. Zrezygnowany przekroczył próg mieszkania. Przyjaciel przywitał go
krzykiem niezadowolenia, ale gdy zobaczył jego twarz- zamilkł. O nic nie pytał
tylko opatrzył rany chińczyka. Zmęczony chłopak resztę dnia spędził przed telewizorem.
Koreańczyk nie zwracał na niego uwagi tylko sprzątał cały dom. Po dziesiątej
dzwonek przy drzwiach się odezwał. Ranny nawet nie zawracał sobie głowy aby
spojrzeć na gościa.
-Jackson, kilka zadrapań nie zwalnia cię od przywitania
twojego nowego współlokatora.- w głowie chłopaka zaświecił się czerwony alarm.
Gwałtownie się podniósł i wrogo spojrzał na przybysza. Gdy ich spojrzenia się
spotkały, jego gniew osłabł. W drzwiach stał chłopak w szkolnym mundurku.- Mark
to jest Jackson, Jackson to jest Mark.
-Miło mi…- jasnowłosy wyciągnął niepewnie zdrową rękę.
-Mnie też.- chińczyk ignorując go ruszył do łazienki. Po
dość długim prysznicu, gdy już się uspokoił, wrócił do swoich współlokatorów.
Gdy tylko się pojawił JB przywitał go ciosem w brzuch.
-Mogłeś się myć kiedy już ustalimy u kogo Mark będzie
spać.
-A to nieoczywiste.- chłopak zarzucił ręcznik na ramię.-
twój gość, twój problem.
-Ty mały…
-W porządku. Jeśli ci to nie przeszkadza zaniosę
swoje rzeczy do ciebie…
-Jasne hyung.- chłopak otworzył drzwi do swojego pokoju.- a z
tobą policzę się później.- Jackson został uderzony drugi raz w to samo miejsce. Tej nocy chińczyk
nie mógł przez długi czas zasnąć. Cały czas męczyła go jedna myśl: „Czego ci
facecie od niego chcieli.” Nad ranem obudził go przyjemny zapach dochodzący z
kuchni. W samych bokserkach ruszył do najcieplejszego pomieszczenia w
mieszkaniu. Przy zlewie zastał nowego lokatora. Chłopak radośnie na niego
popatrzył, ale spuścił wzrok gdy zauważył nagi tors znajomego. Jackson nie
zwrócił na to uwagi. Pijąc sok, podszedł trochę bliżej do chłopaka.
-Gdzie JB?
- Nie wiem… powiedział, że musi gdzieś wyjść.- zapadła
niezręczna cisza, którą przerwała lecąca woda z kranu. Nie wiedząc co ze sobą
zrobić chińczyk ruszył w stronę swojej sypialni.
-Zaczekaj!- szatyn się odwrócił.- nie chciałbyś może ze
mną zjeść?- Jackson ucieszył się
skrycie.
-Jasne… Czemu nie.- usiedli naprzeciw siebie lecz wciąż
panowała niezręczna cisza.- a więc… długo znasz JB?
-Um… kilka miesięcy? Może rok… a ty?
-Odkąd jestem w Korei… już nawet nie pamiętam kiedy
spotkaliśmy się po raz pierwszy… Słuchaj- chińczyk próbował zebrać myśli- jeśli
chodzi o wcześniej… to z twoją ręką w porządku?- szybko zmienił pytanie.
-Tak dziękuję… gdyby nie ty mogło być gorzej…
-Uhym… nie ma sprawy.
☆☆☆
Po pierwszym pranku wspólnego mieszkania relacje chłopców ociepliły się. Inicjator całego zdarzenia cieszył się, że wojna już się zakończyła.
Wspólne posiłki, wypady na miasto, oglądanie meczy- te proste czynności
zapełniały wolny czas całej trójki. Ze względu na swoją dorywczą pracę JaeBum
często zastawiał pozostała dwójkę samą. Z powodu swoich chińskich korzeni
oboje szybko znaleźli wspólny język. Nigdy nie wypytywali o swoje prywatne
życie, a i tak czuli, że są ze sobą coraz bliżej. Pewnego wieczoru Jackson
zauważył, że to co czuje do Marka to coś więcej niż przyjaźń. Nie był pewien co
to jest. Z jednej strony chciał coraz więcej wiedzieć o chłopaku, ale bał się
że spłoszy go natrętnymi pytaniami dlatego milczał. Blondyn nie zwracał na to
uwagi. Zawsze uśmiechnięty był na każde zawołanie młodszego. Po pewnym czasie
chińczyka irytowały zalotne spojrzenia dziewczyn skierowane w stronę jego przyjaciela. Denerwował się o
każdy szczegół. Sam nie wiedział o co mu
chodzi. Mark przestraszony zmianą nastroju przyjaciela postanowił poprawić mu
humor. W czasie gdy JB odwiedzał rodziców, dwóch obcokrajowców zorganizowało
sobie wieczór filmowy. Półmrok, popcorn, bliskość dwóch ciał, mało ciekawy
horror i serce chińczyka zabiło mocniej. Starszy raz, po raz zakrywał twarz,
ale młodszemu to nie przeszkadzało. Przez cały czas obserwował swojego hyunga.
Gdy film się skończył nawet nie wiedział gdzie rozgrywała się akcja. Był to psychiatry,
szkoła, dworzec… nie ważne, liczył się tylko jego przyjaciel.
Tej nocy Mark nie mógł zasnąć. Straszne obrazy z filmu
powracały za każdym razem gdy chłopak chciał zamknąć oczy. Blondyn czuł się
osamotniony gdy nie słyszał chrapania swojego
przyjaciela. Zbierając ostatnie resztki swojej odwagi ruszył do pokoju
Jacksona. Zapukał raz, drugi ale nikt mu nie odpowiadał. Po chwili namysłu postanowił
wejść. Po omacku znalazł łóżko. Chłopak na nim już dawno spał. Mark niepewnie
wszedł pod kołdrę i położył się na ramieniu chińczyka. Ciepło młodszego i jego naga skóra sprawiały, że chłopak wariował. Już przy pierwszym spotkaniu
zachwycił się Jacksonem, ale z czasem to narastało. Równy oddech chińczyka po
chwili sprawił, że sen dopadł również drugiego chłopaka.
-Hej gołąbeczki, nie ma mnie jedną noc, a wy już
szalejecie?- JaeBum szczęśliwy po spotkaniu z rodzicami zaczął budzić
przytulonych do siebie młodych mężczyzn. Niezręczna cisza po tamtym zdarzeniu
towarzyszyła dwójce przyjaciół przez dość długi czas. Starali się dogadywać jak
zwykle, ale nie dawali rady. Mark wiedział co czuje do Jacksona, Jackson nie był pewien co czuje do Marka. Niestety, nie wiedzieli co czuje ten drugi.
Zmęczony atmosferą w domu szatyn samotnie ruszył na swój spacer po mieście. Inni,
a jednak ci sami ludzie ciągle śpieszący się do swojej pracy, rodzinny, drugiej
połówki uspakajali chłopaka. W dobrym już humorze postanowił wrócić i
porozmawiać z Markiem. Pogwizdując
przeszedł koło szkolnego boiska do koszykówki. Szedł by dalej ale coś przykuło
jego uwagę. Cofnął się kilka kroków i z bezpiecznej odległości obserwował kilku
osobową grupkę tłoczącą się w cieniu. Ze złymi przeczuciami zbliżył się jeszcze
trochę. Gdy wszystko już mniej więcej widział, zauważył znajome sylwetki.
Prześladowcy Marka znów byli razem. Ich cała uwaga skierowana była w stronę
skulonej ofiary. Chińczyk modlił się aby to nie był jego ukochany. Niestety
prośby nie zostały spełnione. Leżący
chłopak chronił niedawno wyleczoną kość lewej ręki. Jackson nie wiedział dlaczego
on znów z nimi jest, ale wiedział, że nie może go zostawić. Tym razem zadziałał
zbyt impulsywnie i zaatakował bez zastanowienia. Powalił pierwszego napastnika,
ale z resztą miał problem. Kilkanaście ciosów powaliło go na twardą glebę. Cała
piątka zostawiła swoją pierwszą ofiarę i skupiła się teraz na nieproszonym
gościu. Najprawdopodobniej Jackson wyszedł by z tego z dużo poważniejszymi
obrażeniami gdyby nie zbliżający się nauczyciel. Wszyscy napastnicy w mgnieniu
oka rozproszyli się w swoją stronę, a Mark, który doszedł już do siebie pomógł
podnieść się chińczykowi. Nie do końca świadomy chłopak pozwolił prowadzić się
starszemu. Nie wiedział dokąd idą, ale wiedział, że to nie do ich wspólnego mieszkania. Po
kilkunastu minutach marszu zatrzymali się przed niezbyt przyjaznym domem. Mark
ostrożnie otworzył drzwi i wprowadził swojego przyjaciela. Położył go na
twardym materacu, a sam zniknął w innym pomieszczeniu.
-Co to za miejsce?- chińczyk spytał słabym głosem.
-Moje wcześniejsze lokum… nie ruszaj się tak.- starszy
delikatnie rozprowadził maść po zadrapaniach swojego wybawcy.- ajć… zranili
twoją przystojną twarz. Po co dałeś się tak pobić?- młodszy chwycił dłoń
swojego hyunga.
-Nie mogłem cię tam zostawić. Nie wiem o co chodziło, ale
gdy widziałem jak jesteś bity moje ciało cierpiało bardziej niż teraz.- starszy
spuścił wzrok.
-Ale i tak…
-MUSIAŁEM.- chłopak umocnił uścisk- Mark nie wiem co to
jest, ale czuję, że bez ciebie umieram. Gdy nie ma cię w pobliżu mój wzrok sam
ciebie szuka. Chce być jak najbliżej ciebie…- dłoń chińczyka powoli robiła się
wilgotna od łez jego przyjaciela.- hyung… uljima…- młodszy chciał wytrzeć jego
łzy, ale ten mu nie pozwolił.
-To są łzy radości… kocham cię.- nim Jackson zdążył coś odpowiedzieć,
starszy złączył ich usta w ciepłym pocałunku. Nie musiał długo czekać na
odpowiedź. Młodszy szybko zapomniał o bólu i pogłębił pocałunek. Mimo, że oboje
od dawna to czuli teraz mogli, to poczuć.
Tej nocy JB sam spał w za małym
mieszkaniu, w ciasnym bloku na szarej ulicy Seulu.
Jak wam się podoba? Moje trzecie yaoi >n< wyszło trochę krócej niż chciałam, ale chyba jest okey...
Chciałam jakoś fajnie to zakończyć, a wyszło jak zwykle słodko...
No nic... mam jeszcze dużo do napisania >m<
Do następnego opowiadania.
Woo Jackson taki kochany!!!!! ;3
OdpowiedzUsuńPodobało mi się, chociaż nie shipuję MarkSon.. taa.. typowy Anakin.. nigdy nie sipuje to co wszyscy shipują.. xD
Tylko jak dla mnie mogłabyś rozwinąć ten wątek z Markiem i z tymi bójkami i wyjaśnić czemu to wszystko zaszło i wgl.
Zdarzyło Ci się też napisać kilka powtórzeń i tu masz takie jedno najbardziej gryzące 'Ciepło chłopka i jego naga skóra sprawiały, że chłopak wariował'. Lepiej by było np. 'Ciepło młodszego i jego naga skóra sprawiały, że chłopak wariował'.
Ale to mało znaczące błędy, podobało mi się i jestem z Ciebie dumna siostra! :D
Spoczko, też ich nie shipuje x3
UsuńWłaśnie wiem, że wyszło to za krótkie i nierozwinięte, ale za każdym razem jak chciałam wszystko wyjaśnić to nie miałam do tego siły i wychodziły jakieś mdłe dialogi Y0Y
Dziękuję~już poprawiłam ^^
Jej dziękuję za wsparcie <3
Przynajmniej tutaj zgadzamy się co do shipów.. xD
UsuńTo masz racje.. jak nie wychodzi to lepiej nie pisać na siłę :>
Zawsze możesz liczyć na moje wsparcie sis! :D
To takie słodkie >w< Ech... To pewnie będzie krótki kom bo jest pierwsza w nocy ;-; Wreszcie przeczytałam i jestem zadowolona, chociaż chętnie bym się dowiedziała dlaczego oni go pobili ;-; Napisz dla mnie drugą część tego! :d Dobranoc, doi następnego postu i dużo weny (*3*)
OdpowiedzUsuńJak mnie poprosiłaś o drugą część to, aż mi przyszedł pomysł *^* pomyślę jeszcze o tym ^^
UsuńDziękuję.
Zapraszam do mnie na trochę innego Marksona ;) http://polskieyaoi.blogspot.com/2015/09/normal-0-21-false-false-false-pl-x-none.html
UsuńGenialny tekst! Aż mi się ciepło zrobiło na serduszku.:) Zapraszam do mnie na trochę innego Marksona http://polskieyaoi.blogspot.com/2015/09/normal-0-21-false-false-false-pl-x-none.html
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba.
UsuńJak znajdę czas to chętnie przeczytam ^^