środa, 15 lipca 2015

Bracia (3/3)



Napięłaś wszystkie swoje mięśnie i z całej siły odepchnęłaś natarczywego chłopaka. Zmierzyłaś go wściekłym wzrokiem i pędem ruszyłaś za Chińczykiem. Nie mogłaś go nigdzie dostrzec. Zbiegając ze stromych schodów potknęłaś się o wystającą płytkę chodnikową i upadłaś na kolana. Końcem rękawa wytarłaś spływające łzy. Chłopaka nie odpowiadał na twoje telefony.
Próg swojego domu przekroczyłaś w fatalnym stanie. Rozmyty makijaż, podarte rajstopy, zniszczona fryzura… na palcach weszłaś do swojego pokoju, chciałaś uniknąć wszelkich kontaktów z innym ludźmi. Wzięłaś długi, chłodny prysznic. Pozwoliłaś by reszta łez popłynęła wraz z stróżkami lodowatej wody. Przebrana w stary dres usiadłaś na swoim łóżku i znów próbowałaś dodzwonić się do chłopaka. Podeszłaś do okna. W jego pokoju cały czas było ciemno, nic w środku się nie ruszało. Zrezygnowana rzuciłaś się na miękkie posłanie.  Sen szybko przyszedł. Usnęłaś z telefonem w ręku i wykręconym numerem Laya na ekranie.
Rano obudziło cię zamieszanie w kuchni. Wczorajszy dzień nie należał do najlepszych więc miałaś nadzieję, że  przynajmniej w niedzielę wypoczniesz- marzenia.
-Nasza królewna nareszcie raczyła się obudzić.- twoja mama cała umorusana w mące, w poplamionym fartuchu biegała od jednego garnka do kolejnej miski  i tak w kółko.- dzisiaj na obiad przychodzą goście. Ogarnij się i nakryj do stołu.- znów nachyliła się nad jakąś egzotyczną potrawą, po czym znów na ciebie spojrzała jakby przypomniała sobie o czymś bardzo ważnym- A! wyjmij tą japońską porcelanę od dziadka… i ubierz coś lepszego niż dres.- po tych słowach znów zanurzyła się w swoim kulinarnym świecie. Niechętnie wróciłaś do pokoju by zmienić ubranie. Gdy zapinałaś suwak spódnicy cały czas zastanawiałaś się jak ważny musi być dzisiejszy gość, że twoja mama kazała wyjąć jej największy skarb- japońską porcelanę którą dostała w prezencie od zmarłego już teścia. Czyszcząc sztućce zauważyłaś jak twój tata zakłada krawat, mimo że prawie nigdy tego nie robił. Odetchnęłaś z ulgą. Z całego zamieszania wynikało, że odwiedzić was miał szef ojca. Resztę czasu spędziłaś w swoim pokoju.
-[Twoje imię] chodź! Nasi goście już przyszli.- jeszcze raz spojrzałaś na wyświetlacz swojego telefonu lecz jedynka przy twojej ostatniej wiadomości do Laya wciąż nie zniknęła. Z ciężkim sercem zeszłaś na dół. Ozdobiłaś twarz wyćwiczonym uśmiechem i dołączyłaś do swoich rodziców. Gdy tylko drzwi się otworzyły czułaś jak twoje serce zaczyna coraz mocniej bić. Naprzeciw stał nie kto inny jak pan Kim z rodziną.
-[Twoje imię] witaj! Pięknie dziś wyglądasz.- pani Kim szybko podeszła by cię ucałować. Gdy skończyłyście się witać ruszyła z twoją mama do kuchni. Wasi ojcowie szybko wymienili męski uścisk dłoni i ruszyli do salonu. Zostałaś sam na sam z dwójką braci. Kai jak zwykle poprawił swoje włosy, a następnie ruszył w twoją stronę pewnym siebie krokiem. Sprawnie uniknęłaś jego uścisku. Wymijając Koreańczyka bez namysłu podeszłaś do Laya.
-Dlaczego nie odpowiadałeś na moje telefony? Musimy pogadać.- próbowałaś zwrócić jego uwagę.
-Nie musimy.-   popatrzył na ciebie z wyższą po czym dołączył do waszych rodziców. Zachowanie Chińczyka całkowicie cię zaskoczyło. Nie wiedziałaś co robić. Pierwszy raz poczułaś się tak zraniona. Byłaś tak oszołomiona, że nawet nie zwróciłaś uwagi gdy Kai chwycił twoją dłoń i pociągnął w stronę jadalni. Z jego uścisku uwolniłaś się gdy tylko napotkałaś rozbawione spojrzenie swojej mamy. Bez słowa usiadłaś na swoim miejscu. Na początku rozmowa przy stole obracała się głównie w rejonach zawodowych. Gdy temat zszedł na dzieci wasza trójka jak najszybciej chciała odejść od stołu. Szkoła, lekcje, nauczyciele… normalna rozmowa, ale gdy wasze rodzicielki doszły do incydentu na początku obiadu chciałaś zapaść się pod ziemię. To ON trzymał cię za rękę, chciałaś to wykrzyczeć całemu światu. On Cię trzymał- on ciebie, nie ty jego. Z niepokojem obserwowałaś Laya, który jadł swój posiłek coraz szybciej. Niespodziewanie odezwał się Kai.
-Skoro zeszliśmy na ten temat to muszę chyba to powiedzieć.- popatrzył w twoją stronę- zakochałem się w państwa córce i chce się z nią umawiać.- jedzenie stanęło ci w gardle i z przerażeniem spojrzałaś na Koreańczyka. Nie spodziewałaś się takiego wyznania. Nim zdążyłaś coś powiedzieć wszyscy skupili swoją uwagę na rozpromienionym chłopaku. Nikt nie chciał usłyszeć twojego zdania. W całym zamieszaniu nie zauważyłaś kiedy Lay opuścił pomieszczenie. Miałaś ochotę uciec jak najdalej.
-Skoro już zjedliście kochanie, to może zaprosisz Jongina do swojego pokoju? My tu jeszcze sobie porozmawiamy o pracy.- nie chciałaś się zgadzać, nie chciałaś aby ten chłopak wchodził do twojej prywatnej strefy.
-Oczywiście mamo.- niechętnie odeszłaś od stołu  i ruszyłaś w stronę schodów, Kai ruszył za tobą.
-A więc to tak wygląda twój pokój?- niechętnie wpuściłaś intruza do środka.
-W co ty się bawisz?- od razu zażądałaś wyjaśnień.- zakochałeś się we mnie? Bardzo zabawne.- chłopak nie zwracał na ciebie uwagi, po kolej oglądał każdy przedmiot w twoim pokoju. – mówię do ciebie!- pociągnęłaś go za ramię lecz zamiast sprawić żeby się odwrócił, chłopak chwycił twój nadgarstek i pociągnął cię w swoją stronę. Dość mocno popchnął cię na twardą ścianę. Jedną dłonią cały czas trzymał twoją rękę, a druga oparł koło twojej głowy.
-Male pieski zawsze szczekają najgłośniej.- oceniająco zmierzył cię wzrokiem- od dziś jesteś moją dziewczyną czy tego chcesz czy nie, jutro cała szkoła będzie o tym wiedzieć więc ubierz się jakoś ładnie- mówił inaczej niż zwykle. W jego głosie dało wyczuć się poczucie wyższości i agresję.- ładny widok- wskazał głową na okno po czym opuścił twój pokój. Szybko odwróciłaś się do szyby i zauważyłaś coś czego nie chciałaś. Lay zasłonił zasłony w swoim pokoju. Czułaś jak między wami pojawia się coraz więcej przeszkód.
Tego ranka udawałaś chorą. W żadnym wypadku nie miałaś ochoty iść do szkoły. Twoja mama nie dawała za wygraną. Własnoręcznie wyciągnęła cię z łóżka, nakarmiła i podała ci plecak. Chcąc, nie chcąc zostałaś zmuszona do pójścia na lekcje. W momencie w którym weszłaś na dziedziniec szkoły, twoje piekło na ziemi się zaczęło. Zażenowana spuściłaś wzrok na swoje stare tenisówki. Plotki, plotki i jeszcze raz plotki. Dochodziły do ciebie z każdej strony i od każdej osoby.  Nim doszłaś do klasy zdążyłaś usłyszeć już tysiące wersji dlaczego „cudowny książę Kai zechciał umawiać się z taką godną pożałowania białą twarzą.” Gdy przekroczyłaś próg sali przywitał cię głośne wiwaty i oklaski. Tylko Lay siedział cicho. Nie wiedziałaś co robić. Kai szybko do ciebie podbiegł i objął cię ramieniem. Nie mogłaś się ruszyć. Musiałaś przyznać jedno- Koreańczyk był naprawdę silny.
-Mówiłem ubierz się ładnie- wyszeptał ci do ucha, prowadząc cię do ławki jednocześnie sztucznie się uśmiechając do całej klasy.  
-Ubieram się jak zwykle i nie wiem czemu miałabym się ciebie słuchać- odpyskowałaś mu cicho. W czasie lekcji i przerw waszą dwójkę cały czas otaczał wianuszek ciekawskich uczniów. Nie miałaś jak uciec. Próbowałaś złapać Laya telefonicznie lecz na próżno. Chłopak unikał z tobą wszelkich kontaktów. 

☆☆☆

Dni miały, a cała szkoła przywykła do tego, że jesteś „dziewczyną księcia Kaia” Za każdym razem gdy zaczynałaś temat, przerywał ci i kazał spadać. Wasz „związek” był tylko na pokaz i użytek chłopaka. Lay przepadł jak kamień w wodzie. Nie odbierał telefonu, nie odpisywał na wiadomości, nie odsłaniał okna, nie chodził do szkoły, a gdy raz poszłaś do jego domu pani Kim ze smutkiem powiedziała, że chłopak złapał grypę. Nie wierzyłaś w to. Chińczyk nawet z gorączką chodził na lekcje.
Pewnego wieczora gdy jak zwykle bez celu wpatrywałaś się w cienie na suficie usłyszałaś charakterystyczny dźwięk otwieranego okna. Szybko się podniosłaś i zakradłaś do swojego parapetu. Ostrożnie wyjrzałaś na zewnątrz. Miałaś rację, Lay w końcu otworzył swoje okno. Bez namysłu chwyciłaś kilka kartek i na szybko zaczęłaś składać samolociki z papieru na których pisałaś krótkie wiadomości. Na twoje szczęście to była bezwietrzna noc, a ty miałaś dość dobrego cela. Na początku twoje wiadomości były wypełnione złością i żalem. Wyzywałaś chłopaka od idiotów i tchórzy nie miałaś pomysłu na gorsze wyzwiska. Kolejne samolociki przekazywały wiadomości wypełnione troską o jego zdrowie i samopoczucie. Ostatnia wiadomość  zawierała jeden wyraz  lecz doskonale wyrażała wszystkie twoje myśli „Tęsknie”. Nim zdążyłaś wysłać kolejną serię odrzutowców, chłopak na nowo zamknął swoje okno.
Następnego dnia Chińczyk  znów zaczął chodzić na lekcje.  Nim zdążyłaś do niego podejść Kai mocno chwycił cię za ramię.
-Gdzie ty niby idziesz?- wysyczał przez zęby.
-Do Laya. Mam dość tego całego teatrzyku.- próbowałaś wyrwać się z jego uścisku lecz zamiast puścić chłopak chwycił cię jeszcze mocniej i pociągnął w stronę wejścia na dach.
-Yah! Co ty sobie myślisz!- od razu zaczęłaś krzyczeć gdy tylko Koreańczyk cię puścił- mam dość tej całej twojej zabawy. Mam swoje życie, które ty powoli mi niszczysz!
-Niszczę?!- chłopak również zaczął krzyczeć.- doskonale wiem, że się we mnie podkochiwałaś. Zrobiłem ci przysługę, a ty tak mi się odpłacasz?!
-Przysługę? Haha- zaśmiałaś się- moje głupie zauroczenie tobą już dawno minęło, więc teraz możesz zlitować się nad inną dziewczynką.- twój ton był pełen pogardy.
-Zamknij się!- chłopak coraz bardziej się do ciebie zbliżał.- nie obchodzi mnie twoje zdanie, dopóki to wszystko działa! Nie myśl sobie nie wiadomo co? Gdy tylko Lay straci tobą zainteresowanie z nami koniec!
-Przestane się nią interesować?- do waszej kłótni przyłączył się Chińczyk- porąbało cię do reszty? Myślisz, że [twoje imię] to jakiś zakichany misiek?! To się leczy!- mocno odepchnął Koreańczyka. Kai nie pozostał mu dłużny. Chwycił blondyna za kołnierzyk i wysyczał mu prosto w twarz- zabiorę ci wszystko co dla ciebie ważne.- nim Chińczyk zdążył mu odpowiedzieć, Jongin z całej siły uderzył go w brzuch, a następnie w twarz. Odepchnął od siebie obolałego brata i szybko wbiegł do środka szkoły. Powoli podeszłaś do leżącego chłopaka. Odskoczyłaś gdy zobaczyłaś jak krew cieknie mu z kącika rozdartej wargi.
-Pójdę po pielęgniarkę…- nie wiedziałaś co robić. Nim zdążyłaś zrealizować swój plan, chłopak oplótł swoje smukłe palce wokół twojego drżącego nadgarstka.
-Nie idź- wyszeptał. Niepewnie usiadłaś w miejscu w którym stałaś, a chłopak powoli położył swoją obolałą głowę na twoich kolanach. Nieświadomie zaczęłaś gładzić jego włosy. Dzwonek ogłaszający początek lekcji nie zakłócił waszego spokoju. Niczym jak posągi Buddy wpatrywaliście się na błękitne niebo.- dostałem twoje wiadomości.- ciszę przerwał chłopak leżący na twoich kolanach. Niezdarnie zmienił pozycję by móc patrzeć na twoją twarz.- pewnie po tym wszystkim jesteś ciekawa mich relacji z Kaiem... powiedzieć ci?- zaciekawiona spojrzałaś mu w oczy, a na twojej twarzy powoli pojawiał się różany rumieniec.
-Yhym- taka bliskość z chłopakiem cię onieśmielała.  Chłopa znów zaczął obserwować białe okręty chmur.
-Miałem wtedy… 5, a może 6 lat. Ojciec Kaia pracował w firmie mojego taty w chinach, a jego mama była moją nianią. Mojej matki nie pamiętam, chyba wyjechała do ameryki zaraz po moich narodzinach... tak czy inaczej to nie jest ważne.  Ważniejsze jest to, że od małego wychowywałem się w rodzinie Kim. Może to z powodu mojego ojca, ale zawsze traktowali mnie jak najlepiej. Kupowali mi prezenty na różne okazje, organizowali moje urodziny… mogło by się wydawać, że Kai zszedł na dalszy plan. Wszyscy zawsze go do mnie porównywali, to w szkole, to na zajęciach, a jak wiesz nauka lepiej mi idzie niż jemu. Gdy mój ociec umarł rodzice  Jongina mnie przygarnęli, a on wybrał mnie jako swojego największego wroga. Zaczynając na moich szkolnych zadaniach, przechodząc przez zabawki, kończąc na przyjaciołach- wszystko mi zabierał lub niszczył. Z tego powodu zawsze trzymałem się na uboczu. Gdy byłem w gimnazjum moja matka wrodziła do chin, z tego powodu przez 3 lata mieszkałem z dala od państwa Kim. Gdy moja mam znów wyjechała zrzekając się swoich praw rodzicielskich rodzice Kaia postanowili mnie zaadoptować i sprowadzić do Korei. Miałem nadzieję, że  Jong-in wyrósł już ze swoich humorków lecz się myliłem.- słuchałaś go w całkowitym skupieniu uważnie przyglądając się jego zmieniającej mimice.- heh pierwszy raz mu się postawiłem.
-Dziękuję…- wyszeptałaś, a chłopak obdarzył ci ciepłym uśmiechem. Tego dnia wracaliście do domu razem, trzymanie się za ręce nie było dla was niezręczne. Bez dodatkowych słów wiedzieliście co do siebie czujecie.

☆☆☆

Gdy następnego dnia pojawiłaś się w szkole Kai zachowywał się tak jakby wczorajsza kłótnia nie istniała. Tak jak zawsze chciał przywitać cię całusem w czoło lecz tym razem Lay, który stał za tobą mu na to nie pozwolił. Po szkole rozeszły się kolejne plotki. Znów byłaś w centrum uwagi. Na twoje szczęście zbliżające się egzaminy odciągnęły od ciebie zbędną „sławę”. Twój nowy związek nie miał czasu na rozkwitnięcie. Chodziłaś z Layem do szkoły, razem spędzaliście przerwy, razem wracaliście, co jakiś czas urządzaliście nocne pogawędki o wszystkim i o niczym, ale tak naprawdę nic się nie zmieniło od początku waszej znajomości. Ta myśl coraz bardziej cię przybijała, traciłaś pewność siebie. Wszyscy świętowali zakończenie egzaminów, wszyscy tylko nie ty. Nie wiedziałaś co masz teraz ze sobą zrobić. Bez celu krążyłaś po budynku szkoły, nieświadomie unikając spotkania z chłopakiem. Na ziemię sprowadziły cię twoje przyjaciółki.
-Księżniczko… czas zaopatrzyć się w godną ciebie suknię.- z wdzięcznością poszłaś z nimi do sklepu. Dawno tak dobrze się nie bawiłaś. Największa szkolna impreza zbliżała się wielkimi krokami.
Od pamiętnego wydarzenia na dachu wiedziałaś kto będzie towarzyszył ci na balu. Trzy dni przed całym wydarzaniem zadzwoniłaś do Laya. Ledwo co zdążył odebrać.
-Ughym.. halo?- nie brzmiał zbyt dobrze.
-To ja.- powiedziałaś głupi- jesteś chory?
-Tak… złapało mnie potworne przeziębienie… ledwo mogę mówić- odkaszlnął.
-Co z balem?...- zapytałaś samolubnie. Nastała chwila ciszy.
-Wiem jaki to dla ciebie ważne…- zaczął niepewnie.- ale nie wydaje mi się abym dał radę się pojawić… naprawdę cię przepra..
-Nic się nie stało. Zdrowiej.- przerwałaś mu po czym szybko się rozłączyłaś nie wiedząc czy jesteś zła na niego czy na siebie. Przez kolejne dwa dni wszyscy organizowali dekoracje i inne dodatki na przyjęcie- Lay się nie odzywał.
 Nastał wielki dzień. Siedziałaś nieruchomo gdy twoja mama zapinała ci twoją granatową kreację.
-Wyglądasz jak prawdziwa księżniczka- zasłoniła oczy dłoniom by przypadkiem się nie popłakać. Delikatnie ją przytuliłaś. Cieszyłaś się, że chociaż ona była szczęśliwa. Twój tata również był wzruszony. Specjalnie na tą noc zamówił dla ciebie taksówkę mimo, że do szkoły miałaś kilka minut drogi. Na początku nie poznałaś swojego liceum. Tego wyjątkowego wieczora wszystko wydawało się magiczne. Zawstydzona, samotnie weszłaś na halę sportową gdzie odbywała się główna część balu. Wydawało się, że wszyscy mają uśmiechniętych partnerów i śliczne partnerki. Zagrała pierwsza piosenka, druga, trzecia… raz zostałaś poproszona do tańca, lecz resztę czas spędzałaś samotnie w otoczeniu kolorowych balonów.
-Wiedziałem, że Yixing to mięczak, ale żeby zostawić śliczną dziewczynę samą w taki dzień?- niechętnie wzięłaś kubek wypełniony słodkim napojem od Kaia.
-Powinieneś wiedzieć, że jest chory- odpowiedziałaś oschle.
-Nie musisz być taka nie miła. Nie mam już zamiaru rozwalić waszego związku, mój braciszek sam doskonale to robi.- puścił do ciebie oczko.- oho, moje panie mnie wołają.- poprawił krawat po czym odmachał grupce rozradowanych dziewczyn.- gdybyś jednak znudziła się Layem, zapraszam do mnie. Jesteś naprawdę cudowną dziewczyną.- ucałował twoją dłoń po czym tanecznym krokiem ruszył na środek parkietu. Kolejne utwory towarzyszyły rozbawionym uczniom, a ty nie chciałaś być ta tej całej imprezie ani minuty dłużej. Powoli zaczęłaś przepychać się do wyjścia gdy naglę wszystkie światła zgasły. Nikt nie wiedział co się dzieje. Dwa duże reflektory skupiły swoje spojrzenia na środku sceny gdzie ku twojemu zaskoczeniu siedział nie kto inny jak twój chory chłopak. Na nowo zaczęłaś się przepychać lecz tym razem w odwrotną stronę. Na Sali zapanowała cisza, którą rozproszyły pierwsze dźwięki gitary chłopka. Jego delikatny wokal wypełnił pomieszczenie. Czułaś jak łzy radości napływają ci do oczu. Wiedziałaś, że ta ballada była dla ciebie. Gdy chłopak skończył, wszystkie światła spłynęły na ciebie. Niepewnie podeszłaś do sceny na której czekał Chińczyk. Delikatnie chwycił twoją dłoń i pomógł wejść ci na podwyższenie. Gdy cała publika wstrzymała oddech chłopak cały czerwony uklęknął przed tobą i wręczył ci ogromną czerwona różę.
-Chciałem się o to spytać tamtego dnia… zostaniesz moją dziewczyną?- ku zaskoczeniu wszystkich wybuchłaś  głośnym śmiechem.
-Pabo!- pociągnęłaś go w swoją stronę i złączyłaś wasze usta w niewinnym pocałunku. Gdy się od siebie odsunęliście wyszeptałaś.- myślałam, że już wiesz.
Czułaś się jak główna bohaterka romantycznej dramy. Ostatni taniec był wasz. Nareszcie poczułaś się jak prawdziwa księżniczka z cudownym księciem u boku.


cz. II <☆ 
 
Czytam > komentuje= doceniam pracę
 
 
 SKOŃCZONE! 
I jak? Mam nadzieję, że nie zawiodłam was zakończeniem. Niezmiernie mi miło, że kilka osób dopytywało się o kontynuację- jest to naprawdę przyjemne i daje mocnego kopa haha. W piątek wyjeżdżam na 10 dni w las (obóz skautowy) i nie wiem kiedy pojawi się coś nowego... postaram się aby było to jak najszybciej. Czekajcie, może was nie zawiodę. >o<
Możliwe, że są jakieś błędy (zresztą jak zawsze T^T) więc bardzo przepraszam. Gdy skończę serię z VIXX (która będzie miała prawdopodobnie jeszcze koło 7 rozdziałów- specjalnie dla was staram się rozbudować akcję) jeszcze raz przejrzę wszystkie starsze opowiadania i postaram się je poprawić... bo chyba już piszę lepiej >m<
 Liczę na wasze opinie! Pozdrawiam~~ 

4 komentarze:

  1. Jfdhfrusjsxksjcrhdjkdncjdjfkchdifjdjdh. ... to jest SUPER!!!! ❤❤❤❤❤❤
    HWAITING! !!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kai mnie wkurzał -.- ale ok, przetrwałam z nim! :D
    Końcówka mega urocza i wgl ;3
    Czekam na kolejny wpis ^^

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń